Vicente napisał coś o podróży narzeczonych, choć po hiszpańsku „narzeczeni” i „para młodych” to to samo. Cóż, faktycznie, zamiast lecieć z Alicante prosto do domu, to my do Wrocławia. Ale warto było... Wrocław jest uroczy, trochę żałowaliśmy, że tak krótko tam byliśmy. Oprócz podżerania w knajpach, było bardzo kulturalnie. (prawie jak w Madrycie – tam była Photo Espania i Museo del Prado, czyli kulturalny zawrót głowy – mieszanka autorów jak Sorolla, Goya, Rubens, Annie Leibovitz, Dorothea Lang...) Zwiedziliśmy i Panoramę Racławicką, i super wystawę – Europa, Europa, nasza wspólna historia. Z Wrocławia do Poznania udaliśmy się pociągiem, który również dostarczył tradycyjnych, polskich wrażeń podróżniczych. Przecież – podróże kształcą, a „wzajemna życzliwość niweczy trudy podróży”. W Poznaniu było upalnie, a w pociągu do Korsz – swojsko.
A teraz ciut o przygotowaniach – rodzice i brat mój menu zatwierdzili, dołożyli trochę sugestii i w efekcie znów spotkam się z babeczką z Rycerskiej. Nie wiem, jak to będzie z weselem, bo ... ciągle nie mamy alkoholu!!!
A teraz muszę kończyć, bo zakupy wzywają!!! Pozdrawiam
8 de agosto de 2009
Suscribirse a:
Enviar comentarios (Atom)
Muakisssssss!!!!
ResponderEliminar;))